Kolejny dzień w Wenecji, dzień warsztatowy rozpoczęliśmy jako kontynuacja dnia poprzedniego.
Link do poprzedniego wpisu znajduje się tutaj.
Po powrocie w późnych godzinach, po tym, jak każdy zdołał się nieco zaadoptować w naszym apartamencie, rozpoczęliśmy ćwiczenia z edycji.
Ten etap postanowiłem przeprowadzić na wydrukowanych wcześniej zdjęciach, chodziło przecież o poznanie sposobów i różnych zasad dochodzenia do edycyjnego finału.
Pomimo że dysponowaliśmy salonem, trzema dodatkowymi sypialniami, a nawet dwoma łazienkami czy zapleczem kuchennym z dużym stołem, edycję najczęściej realizowaliśmy w kolejne dni na podłodze tak, by wszyscy mogli swobodnie dokonywać analiz i ćwiczyć własny sposób na opowiadanie historii zdjęciami.
Fotografia jest przecież językiem wyrazu, sposobem nie tylko na zapisywanie świata i chwil wokoło, jest pięknym narzędziem na opowiedzenie historii, jakich jesteśmy świadkami.
Tym razem kończyliśmy tuż po godzinie 1:00, po czym należało jednak choć chwilę udać się na odpoczynek.
Poranek nastąpił dość szybko, nieco ponad 5 godzinach snu, lecz za nami był długi dzień spędzony w podróży i początek weneckiej przygody.
Piękny mglisty początek dnia, chłodne powietrze a po chwili jesteśmy na włoskim śniadaniu, sącząc espresso i latte wprost z biskupich rąk, nic to dziwnego, skoro właśnie rozpoczyna się karnawał w Wenecji.
Udajemy się ponownie w okolice Rialto na targ rybny i owocowo-warzywny Marcato di Rialto. Wieczorem pustka i nostalgiczne obrazy pustych straganów, teraz tętniące życiem i gwarem codzienności tak mieszkańców, jak i turystów odwiedzających to miejsce.
Wciąż towarzyszy nam ta piękna mgła, cudownie skrywająca wszystko, co wzrok chciałby dostrzec, powodując lawinę wyobrażeń i projekcji tego, co niewidoczne.
Oczywiście to tylko obraz tego, co nas otacza i gdzie się znajdowaliśmy, uczestnicy mają określone zadanie, narzucony sposób fotografowania, tematy ale i swobodę. Warsztaty w ramach Siłowni fotograficznej to takie prowadzenie grupy, by każdy indywidualnie mógł doskonalić swoje umiejętności.
To oczywiście nie jest tematem tego wpisu, chętni mogą sami tego doświadczyć, jak funkcjonują prowadzone przeze mnie warsztaty w ramach Siłowni fotograficznej.
Zmaganie się z własnymi przywarami, przyzwyczajeniami i słabościami, pokonywanie granic i otwieranie się na nowe wyzwania, to w dużym uproszczeniu codzienność warsztatowych dni.
Marcato di Rialto jest jednym z tych miejsc, gdzie zawsze bywam odwiedzając Wenecję. Tutaj można posmakować jeszcze nieco Wenecji, tej prawdziwej, jaką pamiętam z moich pierwszych wyjazdów ponad 20 lat temu.
Obecny wyjazd jest piętnastym lub szesnastym, w sumie dawno nie liczyłem już tych wyjazdów. Tak czy inaczej, bardzo to miejsce lubię, bywałem tu o każdej porze roku, lubię zagubić się w gwarze jaki tutaj panuje.
Co jest dla mnie w całej tej wyprawie piękne? To, że uczestnicy, powoli poznając miejsca, poszukują piękna i powoli smakują wenecki klimat, dla niektórych nieznany do tej pory, nowy i zagadkowy na każdym kroku.
Brniemy dalej, kierujemy się na plac Św. Marka gdzie coraz więcej już turystów. Poszukujemy kolejnych elementów, które jak przebiśniegi na wiosnę, sygnalizowały by rozpoczynający się czas karnawałowy.
Wenecja wciąż pogrążona we mgle, chłodzie powiewu nieco mroźnego powietrza, jest momentami tłoczno i gwarno a momentami następuje piękna cisza, która staje się w Wenecji rzadkością.
Codzienność zwykłego życia przeplata się ze skrawkami bajkowych postaci, które czasami pojawiają się z nikąd.
Dzień był intensywny, czas wracać, choć była już godzina 21:00 i niemal 12h w ciągłym ruchu a do tego, na świeżym powietrzu.
Udało się jeszcze w drodze powrotnej odwiedzić ponownie Marcato di Rialto, choć tym razem celem był Aperol Spritz i chwila włoskiego gwaru wieczornych rozmów.
Oczywiście przed nami kolejny czas edycji materiałów, tych wykonany w ciągu dnia.
Drukowanie i edycja, genialne doświadczenie i wierzę bardzo wartościowy czas nauki.